poniedziałek, 13 października 2014

Rozdział 1

                                                                        Rozdział 1
                        ''Prosimy zapiąć pasy,za 10 minut będziemy lądować w Warszawie''
-Emila..wstawaj..szepnęła do mnie ciotka Amanda. Poczciwa kobieta,w średnim wieku o kruczo-czarnych włosach i zielonych oczach.Przetarłam oczy i rozejrzałam się wokół.Ludzie siedzieli na fotelach zapięci pasami;czytali,gapili się w samolotowe okienko,rozmawiali przez telefon lub słuchali muzyki.Spojrzałam obojętnie przez samolotowe okienko po mojej prawej i zobaczyłam Pałac Kultury,zaraz potem Stadion Narodowy.Dla innych-najlepszy widok na świecie,dla mnie?-szkoda gadać..Jeszcze nie dalej jak wczoraj obchodziłam swoje 18 urodziny,które po śmierci rodziców przebiegły wyjątkowo smutnie.Właśnie.moi rodzice nie żyją.Zginęli w wypadku samochodowym w Los Angeles.Ciocia Amanda postanowiła że zamieszkam w jej starym mieszkaniu w Warszawie.Wcześniej mieszkałam w małym miasteczku pod Gorzowem Wielkopolskim,więc przeprowadzka do stolicy wydawała mi się dość szalonym pomysłem;ale skoro ciocia tak chciała,nie było na to rady...Myślałam o tym wszystkim patrząc przez moje samolotowe okienko,w pewnym momencie dostrzegłam że zbliżamy się do lotniska.
                              ''Prosimy o zachowanie spokoju,podchodzimy do lądowania''.
                              ''Witamy w Warszawie.Wraz z załogą życzymy miłego dnia''
Nareszcie.Wszyscy zaczęli udawać się do wyjścia.Gdy tylko znalazłyśmy się na lotnisku,Diana o mały włos wskakując mi na plecy mnie nie przewróciła.Ucieszyłam się jak małe dziecko.
-Diana! Jak ja się za tobą stęskniłam.Tuliłam się do niej jakby była najprzyjemniejszym pluszakiem pod słońcem.Diana Lisowska.Moja najlepsza przyjaciółka.Wysoka,szczupła brunetka o szafirowych oczach. Zawsze wszystko sobie mówiłyśmy.
-Emi..nagle stanęła naprzeciw mnie,podparła ręce na biodrach i starała się naśladować głos ciotki Amandy.
Moja młoda damo..masz mi wszystko opowiedzieć..z najdrobniejszymi szczegółami.Obydwie wybuchłyśmy śmiechem.Ciocia zmierzyła nas swoim surowym spojrzeniem.
-Dziewczęta.wystarczy tego.Pora..w tym samym momencie rozległ się dzwonek mojego IPhone'a.Spojrzałam na ekran.Numer zastrzeżony.Odebrałam bez większego namysłu,lecz miałam przeczucie,kto do mnie dzwonił.
-Witaj w Polsce skarbie..w słuchawce rozległ się śmiech.
-Czego chcesz?! Zostaw mnie w spokoju! krzyknęłam,jednak on rozłączył się wcześniej i usłyszałam tylko sygnał przerwanego połączenia.
-Kto to był? Spytała Diana
-Nie wiem,pomyłka.skłamałam.Tak naprawdę to skłamałam tylko z tym że nie wiem kto to jest,bo rzeczywiście tak nie wiem,ale jedno jest pewne.To z całą pewnością nie jest pomyłka.Ten ktoś..facet,chłopak,a może jakiś dzieciak,który nie ma co robić z kasą na koncie wydzwania do mnie cały czas,albo pisze e-maile.Zmieniałam już kilkanaście razy pocztę,numer telefonu jednak bez większego skutku. Ten psychol jakimś cudem dowiaduje się o wszystkich szczegółach mojego życia,zawsze wie gdzie jestem,co robię..Myślałam że chociaż w Los Angeles da mi spokój.Ha! Nic bardziej błędnego.Przez cały czas wydzwaniał,lub pisał jakieś dziwne sms-y,co skończyło się wyłączeniem telefonu na cały pobyt za granicą.Nie chciałam patrzeć do rejestru połączeń,jednak moja ciekawość znów zwyciężyła.Szybko sprawdziłam rejestry połączeń...i co? 117 nieodebranych...to się nie skończy.Patrzyłam na ekran mojego nowiutkiego IPhone'a 6.Kupiony w Ameryce w prezencie od mamy.Miałam ochotę rzucić nim o podłogę i rozbić na miliard kawałków,byle by ten psychol już nie dzwonił.
-Dobra.Trzeba iść.O 17 muszę być w barze,a i jeszcze jedno..Emila zatrudniłam nowego pracownika.
-Serio?Spytałam ją patrząc ze zdumieniem.Właściwie nie mam prawa się dziwić.Przecież to normalny lokal,tu zatrudnia się pracowników.
-Mhm..zobaczysz to bardzo miły chłopak. Na pewno go polubisz.
-Jasne..odrzekłam bez większego już zainteresowania.
-To idziemy? Wtrąciła Diana
-Ehh tak...już idziemy..Powiedziała ciocia Amanda i spojrzała na mnie z bezradnością,a ja wzruszyłam tylko ramionami.Wyszłyśmy z budynku,gdzie znajdowało się lotnisko,weszłyśmy na parking,wsiadłyśmy do samochodu i ruszyliśmy z piskiem opon,na ulice gdzie znajdował się bar cioci.Cóż..najwidoczniej spieszyło jej się do pracy,którą kochała nad życie.
      Przez całą drogę Diana opowiadała mi o swoim chłopaku.
-Ma na imię Luke i jest cudowny mowie ci..Ja jednak nie słuchałam jej ani trochę.Myślałam o ostatnich wydarzeniach  i o tym telefonach.Kim on jest? Czego ode mnie chce? Z zamyślenia wyrwała mnie Diana,która nie była zła że jej nie słucham.
-Halo tu Baza..słuchasz mnie Emi?!
-Umm..tak..mówiłaś coś o tym swoim Luke'u..znów spojrzałam przez okno..zaczął padać deszcz..zupełnie wtedy jak..nie nie nie mogę o tym ciągle myśleć.
-Co jest? Widzę że coś cię trapi..to ten telefon,prawda? Co miałam jej odpowiedzieć? Tak Diana to przez telefon,bo widzisz jakiś psychol do mnie wydzwania i zabawia się mną jak zabawką? Moimi nerwami? To chyba oczywiste że jej tego nie powiem..
-Nie.To..przez..no wiesz..
-Śmierć twoich rodziców?
-Tak..powiedziałam cicho. Diana przytuliła mnie i chciała coś powiedzieć,ale na całe szczęście samochód zatrzymał się na parkingu przed barem.Wysiadłyśmy.Umówiłyśmy się na jutro w Coffe Karma na Mokotowskiej jutro o 14:00.Pożegnałam się z przyjaciółką machając jej z wielkim uśmiechem na ustach,który zaraz znikł.Weszłyśmy do Baru.Moim oczom ukazały się stoliki,przy których siedzieli faceci sącząc wódkę z dużych kieliszków i śmiejąc się głośno,pod ścianą znajdował się stół do bilarda,a po przeciwnej stronie maszynka do cymberguy'a,którą oblegali ludzie z wyjątkowym szczęściem do przegrywania,obok niej stała szafa grająca disco i hity lar 90. Po środku stała półokrągła lada barowa,a za nią chłopak z czerwono-ognistymi włosami uwijał się,jak w gorącej wodzie.Po wyrazie jego twarzy można było wyczytać że nie był zadowolony z faktu  zostawienia go na tyle dni samego z całym lokalem na głowie.Podeszłyśmy do lady.Chłopak z ulgą. Skłamałabym mówiąc że nie jest przystojny.Wysoki,niebieskooki a na jego ramionach pod lekko opinającym go t-shirt'em rysowały się mięśnie.Zielone włosy tylko dodawały mu uroku,a na jego ustach znajdował się kolczyk.
-Hey ty pewnie jesteś Emila,
-Tak..
-Jestem Daniel..mam nadzieje że będzie się nam dobrze pracowało.
-Też mam taką nadzieje..wybacz mi ale jestem okropnie zmęczona..idę do domu
-Oczywiście.Do jutra.pomachał mi na pożegnanie.Odmachałam.
                                                   Po drodze do domu myślałam o nowym pracowniku cioci.Coś mi się w nim nie podobało..był miły,jak dla mnie zbyt miły. A co jeśli to on jest tym kolesiem który cię zamęcza tymi telefonami? Ciągle przewijało mi się przez myśl.Byłam taka zmęczona,jednak mózg cały czas podpowiadał mi żebym była czujna,bo nikt nie wie co może czaić się za rogiem....




                                                *OGŁOSZENIA DUSZPASTERKIE*
Przepraszam że nic nie dodałam ale po prostu nie miałam czasu.W szkole natłok zajęć i testów ehh..ale obiecuje że wszystko nadrobię i jeszcze dziś wstawię głównych bohaterów i 2 rozdział.Zachęcam was do komentowania i odwiedzania.Pamiętajcie że każdy komentarz motywuje mnie do dalaszej pracy. :)

piątek, 3 października 2014

Zwiastun


Prolog

                                                                       Prolog
Było już całkiem ciemno gdy wracaliśmy lekko wstawieni z imprezy.Diana i Kamil odprowadzili mnie kawałek,po czym każdy poszedł w swoją stronę;wszyscy z wyjątkiem mojej osoby.Stałam na środku pustego chodnika i ulicy.Od mieszkania dzieliła mnie ta cholerna uliczka..Za dnia była dość przerażająca,lecz teraz,w środku nocy,wydawała się być jeszcze bardziej wąska i ciemniejsza niż zazwyczaj.Jakby tego było mało zaczął padać deszcz.Kurwa...świetnie.po prostu świetnie.Naciągnęłam jeszcze bardziej moją skąpą skórzaną kurtkę i niepewnie weszłam w uliczkę.Przemieszczałam się po niej szybkimi krokami ciągle myśląc o moim ciepłym,suchym mieszkanku.Nagle dobiegły mnie jakieś odgłosy....kłótni?,a może sprzeczki?Nie wiem co mnie napadło,ale cofnęłam się kilka kroków aby zobaczyć co się dzieje.Dostrzegłam jakiegoś faceta.Klęczał.Krzyczał żeby go nie zabijali,że ma rodzinę,dzieci,że da się wszystko jeszcze odkręcić.Nad nim stały trzy osoby.Również płci męskiej.Śmiali się z niego w głos.W pewnym momencie rozległy się strzały.Człowiek,który kilka sekund temu błagał o życie,leżał martwy na ziemi. Byłam jakby sparaliżowana ze strachu.Chciałam się ruszyć,uciec jak najdalej,ale udało mi się tylko wydać z siebie głuchy jęk.Obrócili się i wolnymi krokami zmierzali w moją stronę.Ja zamiast uciekać stałam tam jak słup soli.Otoczyli mnie jak rekiny otaczają swoje ofiary.Jeden z nich podszedł do mnie bardzo blisko. Niemal mogłam poczuć jego oddech.Spojrzałam mu w twarz.Jedyne co zostało mi w pamięci to nieziemsko niebieskie oczy.Chłopak ścisnął moje ramię.Jakimś cudem udało mi się wyrwać z tego uścisku.Zaczęłam gwałtownie biec ile sił w nogach.Nie odwracałam się,chciałam ich zgubić,jednak ta ciągle słyszałam za sobą ich krzyki.W końcu po morderczym maratonie udało mi się z trudem otworzyć zamek i wejść do środka mieszkania.Myślałam że tu jestem bezpieczna,nie wiedziałam jednak że to był początek końca..mojego końca...
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*Heej :) Podoba wam się mój pierwszy prolog? Serio.Piszcie mi szczerze co myślicie.Dopiero zaczynam przygodę z pisaniem na blogu i wg...wcześniej nikomu nie pokazywałam swoich opowiadań..nigdy. Ale pewnego dnia moja koleżanka przeczytała pierwszy rozdział mojego opowiadania i kazała mi je wstawić,więc wstawiam! Bo kurcze czemu nie? :D Zapraszam do komentowania hm..a tak zapomniałabym! Rozdziały będą dodawane regularnie (myślę że co tydzień?) Opowiadanie jest skończone także nie będzie problemu..